TO LUBIĘ
Ósmy i dziewiąty utwór cyklu. Wiersz Do przyjaciół… ma charakter okolicznościowy, i jednocześnie autotematyczny. Okolicznościowy, bo dotyczy pozaliterackiego faktu o wymiarze towarzyskim, międzyludzkim: przesłania przez poetę jego przyjaciołom ballady To lubię. Autotematyczny, bo mówi o poezji: o posyłanej balladzie, ale też o terapeutycznej funkcji, jaką spełnia jej pisanie („pociechy szukam, nie sławy”). Wiersz ten możesz przeczytać na przykład tutaj . Sama ballada to żartobliwa historia spotkania z duchem, „straszną martwicą”, która okazała się pokutującą po śmierci Marylą. Za życia piękna, zimna i wyniosła, doprowadziła do zguby nieszczęśliwie zakochanego w niej Józia, chłopca „młodego, cnotliwego, nieśmiałego”, który, odrzucony, „poszedł i umarł z miłości”, ale potem wrócił do Maryli jako „potępieniec ognisty”, udusił ją i skazał na straszną pokutę. Całą balladę możesz przeczytać tutaj.
Ważne. W obu utworach bardzo wyraźnie widać, jak Mickiewicz używa dawnych, tradycyjnych sposobów pisania do tworzenia nowej, własnej, romantycznej poezji. Początek wiersza Do przyjaciół… wydaje się czysto konwencjonalny: północ, cisza, dopalająca się świeca… „Straszno!” – zaraz okazuje się jednak, że owo odczucie nie jest takie oczywiste. Przecież z Marylą w takich samych okolicznościach „okropnie” nie było. Z kolei wątek Maryli zaczyna się od tradycyjnego komplementu na temat zalet jej urody, serca i rozumu, by szybko zmienić się w uszczypliwe uwagi dotyczące jej oschłości. Podobnie wygląda to w samej balladzie. Jej początek dobrze wpisuje się w konwencję grozy (sowy, puszczyki, stara cerkiew i „dzwonnicy zrąb zgniły”), która jednak okazuje się scenerią dla żartu czy też kpiny z Maryli, której ta „okropna” historia o umarłej Maryli jest opowiadana.